Od wyjazdu z Olecka mija już prawie rok. Za nami już trzy tygodnie autostopu po Polsce, przejazd z Kasią i Jarkiem do Włoch, autobusowe odkrywanie Italii, dwutygodniowy wypad na Bałkany. Wspaniały czas w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze – doprawiony do pełni wspomnień jedynie kilkoma łyżkami dziegciu – zakończył nasz najlepszy do tej pory autostop z Jezior Plitwickich aż do Bergamo. Na trzy razy! Później przedostaliśmy się przez Francję do Hiszpanii.

Po tygodniowym zwiedzaniu Barcelony zaokrętowaliśmy się na katamaran, którym z międzylądowaniem na Wyspach Kanaryjskich dotarliśmy na karaibską St. Lucię. W ten sposob – w drugim etapie – załapaliśmy się na „kanapowe” regaty ARC. Tyle nieoczekiwanie co szczęśliwie, pobyt na Małych Antylach przedłużył nam się o dwa miesiące, dzięki czemy zwiedziliśmy dużą część tego rajskiego zakątka świata. Skakaliśmy nie tylko od Brytyjskich Wysp Dziewiczych na północy po Grenadę na południu, ale i z pokładu jednego dwukadłubowca na drugi. W lutym przez Morze Karaibskie, z kilkugodzinną przesiadką w Miami, poniosło nas do Kostaryki.

Dzięki życzliwości dwóch par naszych polskich gospodarzy mieliśmy możliwość przekrojowego poznania amerykańskiego przyczółka w Ameryce Centralnej. Zaciekawieni opowieściami o Nikaragui wybraliśmy się do północnego sąsiada na tygodniowy wypad, który z powodu kradzieży kieszonkowej i utraty paszportu Pawła wydłużył się o kolejny jeden. Wpadka spowodowana naszą uśpioną czujnością kosztowała nas reorganizację planów i konieczność wylotu do Panamy po odbiór tymczasowego paszportu. Każdy kij ma dwa końce – nasz nas nieco ostukał, ale i zaowocował pogłębieniem naszej relacji oraz poznaniem wspaniałej nikaraguańskiej rodziny – Xochi, Jesusa i Ariany. Pomimo wielu wątpliwości czy możliwy jest przylot do Kanady z paszportem tymczasowym, a więc bez chipa z zapisanymi na nim danymi biometrycznymi, w radości i spokoju spędziliśmy święta Wielkanocne w otoczeniu rodziny.

Kolejne trzy miesiące to rozwój umiejętności ogrodniczo-rolniczo-porządkowych i rękodzieła. W taki bowiem sposób szybko upłynął nam czas na farmie w Ontario. „Międzyczas” został wykorzystany na wszelkie formalności związane z odzyskaniem wszystkich dokumentów Pawła i zdaniem egzaminu na prawo jazdy przez Dominikę. Kiedy o tym piszę, jest to tylko bardzo krótkim epizodem w ciągu całej podróży, a jednak pochłonęło mnóstwo pracy i czasu naszej rodziny, przyjaciół i bliskich. Ale w końcu stało się i per aspera ad astra na dwa dni przed planowanym startem jest chwila aby postarać się streścić historię minionych miesięcy i otworzyć nowy rozdział – „Kiwanem w Kanadę”!

Jeszcze trochę czasu i stuknięć w klawiaturę poświęcimy, aby połączyć czasoprzestrzenną wyrwę pomiędzy Kostaryką i Kanadą, ale od najbliższej soboty wznawiamy nadawanie naszej pozycji satelitarnej na mapie, starając się tym samym narysować pętlę. W planach mamy 6-8 tygodni poznawania geografii, przyrody i ludzi metodą „na żywo”, czy też „na żywioł”.