KwK: W Złotej Dolinie
Dzień 13
22 sierpnia 2019
By nie tracić szybko uciekającego czasu, od razu po śniadaniu ruszyliśmy do Val-d’Or. Pierwszy sklep, w którym spodziewaliśmy się odnaleźć uszkodzoną część, niestety nie miał elementu pasującego do naszego modelu. Udało nam się jednak uzyskać numery telefonów do trzech innych serwisów, które mogły nam pomóc. Dowiedzieliśmy się, że tego samego dnia nie uda nam się ruszyć, ale jest opcja dostawy na kolejny poranek. Usatysfakcjonowani taką propozycją, resztę czwartku przeznaczyliśmy na ominięte ostatnim razem miasteczko. Po przestudiowaniu informacji w internecie postawiliśmy na poznanie centrum oraz zabytkowego osiedla pracowników miejscowej kopalni. Przelotne deszcze nie stanowiły najlepszej aury, ale przecież trochę wody nie może nas zniechęcać!
Na początku spaceru w kierunku pierwszego kościoła katolickiego natknęliśmy się na kolorowe pianino udostępnione przechodniom. Ucieszyłam się znaleziskiem, o którym czytałam wcześniej, a które wędruje każdego dnia z jednego parku do drugiego. Paweł, pozując do zdjęcia przypomniał sobie kilka dźwięków na klawiszach, nie pamiętając jednak całego utworu szybko ustąpił miejsca innym śmiałkom (których aktualnie nie było w zasięgu wzroku). Świątynia, którą chcieliśmy odwiedzić była zamknięta, skręciliśmy więc do parku. Nieduża plama zieleni w centrum miasta zawierała kilka kompozycji z żelastwa, w których nie udało nam się odnaleźć oznak bycia rzeźbą. Ta podróż nie zrobi z nas znawców sztuki!
Dalej minęliśmy szkołę muzyczną, której wejście zdobiła wiązka instrumentów podwieszonych pod sufitem. Przeczytaliśmy również notatkę o pierwszych dwóch szkołach w mieście – katolickiej i publicznej. Niedługa przechadzka wywołała uczucie głodu, więc przed kolejnym etapem odwiedziliśmy wyglądającą zachęcająco restaurację. Prócz smacznego posiłku zaserwowanego przez uśmiechnięte dziewczyny i panie mogliśmy jeszcze poczęstować się samodzielnie zgrillowanym pieczywem z wybranym przez siebie smarowidłem. Nie udało nam się osądzić, czy smaczniejsze było pesto, pomidory z bazylią, czy masło czosnkowe.
Druga porcja zwiedzania zawiodła nas pod bramy nieczynnej już kopalni złota. Nie decydując się na wejście pod ziemię z zainteresowaniem pokręciliśmy się po robotniczych uliczkach. Małe domki zbudowane z drewnianych, nieokorowanych bali zachowane były w jednakim stylu. Wszystkie pomalowane na ciemny kolor, wyróżniały się czerwonymi lub zielonymi drzwiami i okiennicami. Bardzo zaciszne i ładnie utrzymane osiedle zawierało budynki mieszkalne zarówno klasy robotniczej (pracownicy zakwaterowani byli ze swoimi rodzinami oraz jeden bydynek przeznaczony był dla nieżonatych mężczyzn) jak i kadry inżynierskiej oraz kierowniczej. Te drugie domy skonstruowane zostały z równych desek, jednak utrzymane były w identycznym stylu. Na tyłach osady odnaleźliśmy dawny szpital i murowany budynek gościnny. Wszystko było szczegółowo opisane w dwóch językach.
Nie chcąc zbyt obciążać Kiwana zdecydowaliśmy się na nocleg w mieście. Wielokrotnie polcany nam parking pod supermarketem miał stać się tym razem schronieniem aż do rana. Z uśmiechem obserwowaliśmy kolejne vany, przyczepy kempingowe i „motorhome’y” zajmujące obrzeża tej samej przestrzeni. Paweł nawet zrobił zdjęcie, które nazwał „STOPNIOWANIE” 🙂
Dzień 14
23 sierpnia 2019
Kilka minut przed 9:00 już byliśmy właścicielami nowego zestawu przewodów zapłonowych (pod koniec naszej wycieczki chyba będę już mogła aplikować o stanowisko mechanika samochodowego!). Jeszcze pod sklepem Paweł uzbroiwszy się w zestaw naszych narzędzi zanurkował pod maskę. Uszkodzony element udało się wymienić bez większych problemów. Nareszcie dźwięk odpalanego samochodu brzmiał prawidłowo! Po konsultacji z naszym mechanikiem uznaliśmy, że warto zastąpić cały stary komplet na nowy. Po drugim „kablu” nadal byliśmy bardzo zadowoleni z roboty. Odpalenie samochodu po trzecim niestety bardzo nas zaniepokoiło. Kiwan krztusił się jeszcze mocniej niż poprzednio i szybko brakowało mu tchu. Czym prędzej zgasiliśmy silnik. Nie wiedząc, co począć, zaproponowałam przywrócenie poprzedniego ustawienia, czyli ponowną zamianę trzeciego przewodu na stary element. Niestety rezultat nie pokrywał się z oczekiwaniami. Mój mąż obejrzał uważnie wszystko, co mogło w międzyczasie ulec naderwaniu. Szybko znalazł przewód powietrzny, który wypadł ze swojego miejsca. Ulżyło nam, że nie będzie konieczna wizyta u mechanika! Ciesząc się sukcesem ustawiliśmy nawigację na Montreal.
Choć mieliśmy do przejechania ponad sto kilometrów po trasie prowadzącej przez środek Rezerwatu Przyrody La Vérendrye, odeszła nam chęć na zagłębienie się w jego zakamarki… Krajobrazy podziwiane przez okno w pełni nas zadowoliły. Widok trasy uwieczniliśmy na przyspieszonym, poklatkowym filmie nagranym przez kamerę umieszczoną na przedniej szybie.
Aplikacja iOverlander zachęciła nas do zatrzymania się na parkignu w połowie drogi do Montrealu, przy informacji turystycznej. Tu miała nam się nadarzyć nie lada gratka – dostęp do prysznica! Tablica wjazdowa sprecyzowała, że jest to możliwe jedynie w godzinach pracy urzędu. Ponieważ dotarliśmy kilka minut po 14:00, cieszyliśmy się z nadchodzącej kąpieli. Przy drzwiach niestety nasze marzenie prysnęło jak mydlana bańka. W piątki biuro pracowało tylko do południa… Kolejne otwarcie miało nastąpić dopiero w poniedziałek. Nie dla nas przewidziane są luksusy! Ze smutkiem zapakowaliśmy się z powrotem do samochodu i podążyliśmy na upatrzone miejsce noclegowe. Oczywiście sprawy nie mogą biec tak szybko, więc po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się znowu, tym razem na obiad. Po posiłku planowaliśmy skorzystać z naszego OSZCZEPu jako opcji prysznicowej, ale mroźny wiatr skutecznie wywiał nam z głów tę zachciankę.
Gdy dojechaliśmy do Sainte Sophie spotkała nas miła niespodzianka w postaci schludnie utrzymanej, publicznej przestrzeni przeznaczonej dla osób takich jak my. Oprócz dużych miejsc parkingowych, stołów piknikowych i licznych koszy na śmieci udostępnione zostały ogrzewane toalety oraz punkt uzupełnienia wody. Wieczorne „mycie”, choć bez prysznica, odbyliśmy w cieplutkim i czystym pomieszczeniu. Wśród chłodnego wieczoru było to dla nas bardzo cenne udogodnienie. Dzięki temu będziemy mogli udać się na zwiedzanie dawnej stolicy czyści i pachnący!
Dominika