Genua skąpana w deszczu i wspomnieniach
Poranny miarowy stukot kropel o parapet pozwala przyjemnie przedłużyć sen. Potrzebujemy się wyspać po ostatnich nocnych rajdach.
Poranny miarowy stukot kropel o parapet pozwala przyjemnie przedłużyć sen. Potrzebujemy się wyspać po ostatnich nocnych rajdach.
Już poprzedniego dnia (a dokładniej w środku nocy, po naszym fantastycznym autostopie z Roberto) Dominika swoim zwyczajem zaczęła analizować możliwości noclegu na różnych kempingach. Finalnie padło na Camping Grinto, do którego mieliśmy jednak daleko.
Po wyjściu poza bramę pola namiotowego nie musieliśmy szukać sprzyjającego pobocza, ponieważ właśnie na takim się znajdowaliśmy. Na horyzoncie nie widzieliśmy wielu samochodów, ale – nie ma reguły – szybko udało nam się znaleźć w przyjaznym samochodzie.
Do Turynu dotarliśmy późno, dawno po zachodzie słońca. Oczywiście w autobusie naczytałam się, co w tym mieście zobaczyć, czego nie warto, a gdzie w ogóle nie powinniśmy się znaleźć. I właśnie w takie miejsce mieliśmy się dostać.
Po pożegnalnej kawie z Kasią i Jarkiem ruszyliśmy na poszukiwanie dogodnego pobocza do łapania autostopu. Postanowiliśmy trzymać się zasad określonych przez prawo i wybraliśmy trasę omijającą autostrady.
Leniwe godziny w Weronie rozpoczęliśmy od poszukiwania przyjaznej kawiarenki, w której będziemy mogli zjeść śniadanie. O godzinie 7 rano miasto dopiero budziło się, mijały nas tylko grupki młodzieży zmierzające na pierwsze zajęcia.
W okolicach murów watykańskich widać poruszenie wśród policji, w tym części – w cywilnych ubraniach. Nie wspomniałem jeszcze o bardzo licznej, stałej reprezentacji służb mundurowych w całym Wiecznym Mieście.
W ramach sprawdzania stanu wiedzy polskiej młodzieży (w każdym wieku), tym razem pytanie o literackie źródło powyższego cytatu 🙂
Zwiedzanie Wenecji zaplanowaliśmy na trzeci dzień pobytu w Italii. Po sprawdzeniu różnych możliwości zdecydowaliśmy się na podróż samochodem.
Tak jak już wspominaliśmy – nie spodziewaliśmy się znaleźć we Włoszech tak szybko. Z pomysłu narodził się czyn i tak o to siedzimy w samochodzie, który jedzie do słonecznej (oby!) Italii.