Ponad Gardą

/ 10 października, 2018/ Włochy/ 5 comments

Tak jak już wspominaliśmy  – nie spodziewaliśmy się znaleźć we Włoszech tak szybko. Z pomysłu narodził się czyn i tak o to siedzimy w samochodzie, który jedzie do słonecznej (oby!) Italii. Kasia i Jarek zdecydowali spędzić urlop na campingu w Cisano nad Jeziorem Garda, a my po powrocie z Rzeszowa, jeszcze raz dokonaliśmy przeglądu zabieranych ze sobą rzeczy.

Miewam myśli, czy to, że nasze plecaki mają pojemność odpowiednio 75 i 85 litrów powoduje, że zabraliśmy aż tyle „niezbędnych” sprzętów, czy do mniejszych po prostu byśmy się nie zmieścili? Pytania retoryczne są dobre w literaturze, a gdybanie nie jest moją domeną, chociaż gdyby…

Jedziemy! Dominika za Kasią, ja na początku za Jarkiem, później znów obok, a na końcu znowu z tyłu. ZimneKiwi jedzie rozdzielone dwoma dużymi plecakami, które (gdyby były mniejsze) z powodzeniem pełniłyby rolę podłokietnika. Gdyby! Teraz stanowią parawan niczym w „Randce w ciemno” i – przy tzw. szybszych zakrętach – żwawo zmieniają swoje położenie. Na szczęście wcześniej zostały ze soba spięte i 50-kilogramowy ładunek jest w miarę bezpieczny dla wszystkich pasażerów. Ku mojemu zaskoczeniu i lekkiej (!) konfuzji Dominiki, w połowie drogi okazuje się, że mam więcej miejsca ze swojej strony. Albo się dobrze usadowiłem, albo to czysty przypadek 😉

Humory odpisują. Dawno nie miałem okazji spędzić z siostrą tyle czasu – każde z nas już uwiło własne gniazdo, a przynajmniej opuściło rodzinne. Ze szwagrem tyle czasu pod jednym dachem byłem jedynie w młodzieńczych czasach szkoły muzycznej, więc zapowiadał się – parafrazując kapitana Remigiusza Trzaskę:

„wspaniały wyjazd w doborowym towarzystwie”.

Do Cisano docieramy jak po sznurku w dobrym czasie dwunastu i pół godziny, zatrzymując się dwukrotnie – aby zatankować oraz w celu zakupu austriackiej winiety. Przejazd przez Alpy wyrywa z nas ochy i achy, bo niebo oczarowuje żywym błękitem, co doskonale podkreśla majestat gór. Towarzyszą nam łąki, rzeki, zamki, miasteczka, miasta i zapowiadany korek pod Monachium.

Domek oferowany przez Eurocamping okazuje się być przestronny i dobrze wyposażony, więc nie martwiąc się zbytnio o jutro, idziemy nad jezioro rozprostować nogi zmęczone jazdą. Przeto robimy krótkie rozpoznanie terenu oraz obowiązkowe zdjęcia zachodu słońca. Bezskutecznie próbujemy również znaleźć kort tenisowy, na którym jednak niebawem dane nam będzie spróbować swoich sił.

Na tablicach, które mijalismy w drodze na camping, przewijał się obrazek kolei gondolowej. Zaciekawieni nową możliwością, nazajutrz wybieramy się na wagonikiem do górnej stacji położonej w łańcuchu Monte Baldo, z którego najwyższy szczyt wznosi się na wysokość 2218m n.p.m. Na dole jest piękne słońce i cudowne widoki, a po odczekaniu półtorej godziny w kolejce do kolejki (sic!) – w radosnym tłumie niemieckiej szkolnej wycieczki wjeżdżamy na górę.

Jeżeli dobrze pamiętam, na lekcji geografii w liceum, mój nauczyciel (i jednocześnie wychowawca) mówił, że temperatura spada średnio o 0,6’C co każde 100m wysokości. W radosnym uniesieniu zapomniałem o tej życiowej prawdzie. Efekt różnicy temperatur po pokonaniu przewyższenia był piorunujący, bo różnica wyniosła 10 stopni! Nawet zdjąłem zegarek, aby sprawdzić wskazanie termometru, które po kilkuminutowym opadaniu zatrzymało się na 12,2’C [przy okazji zagadka matematyczna: ile wynosiła temperatura na dole 😉 lub co trudniejsze – jaka była pokonana różnica wysokości]. Na szczęście zamiast szczękać zębami podziwialiśmy podniebne akrobacje paralotniarzy, sprzęt wyjeżdżających na górę rowerzystów oraz stado wypasających się owiec. O widokach więcej powiedzą zdjęcia 🙂 Szczęśliwie oczekiwanie na zjazd było krótsze.

Ciekawostka 1: wagoniki kolei gondolowej na Monte Baldo wykonują obrót wokół własnej osi, dzięki czemu możliwe jest rozkoszowanie się pełną panoramą (co w praktyce oznacza 1/3 czasu ze wzrokiem utkwionym w trawiastym stoku – oczywiście pozostałe 2/3 są imponujące)

Ciekawostka 2: na górną stację wjeżdża się z przesiadką (jeżeli jedziemy z Malcesine), bądź bezpośrednio z pośredniej stacji San Michele. Szczegóły i koszty znajdziecie tutaj.

Ciekawostka 3: co prawda nie próbowaliśmy, ale myślimy, że warto po prostu wejść na górę na własnych nogach 🙂

Po powrocie oddajemy się prozie życia, planując kolejne etapy (tu konkretyzuje się wizja wspólnego wypadu do Wenecji oraz wyjazdu do Rzymu we dwoje) i sprawdzając, gdzie zrobić zakupy, pranie, dokąd pójść na kolację i odkryć, które wino będzie dobre na kolejny dzień.

Paweł

Share this Post

5 Comments

  1. Cześć Globetrotterzy 🙂 miło oglądać takie zdjęcia i Wasze jak zwykle niecodzienne opisy. Odnośnie Włoch i mandatów, mam nadzieję Zimny, że nic się Wam więcej nie trafiło 😉 Pozdrowienia!!!

    1. Na szczęście pozbyliśmy się samochodu 😉 Werona kojarzy mi się jednoznacznie z naszymi przygodami! No cóż, „Garda!” i do przodu 🙂 Pozdrawiamy serdecznie z deszczem ociekającej stolicy Katalonii.

  2. Nikt nie pokusi się o rozwiązanie zadania? 🙂

  3. Hej ZimneKiwi! Pięknie w tych Włoszech. A i Wy się widać urokowi miejsca poddajecie. Dominika w tej sukience niczym Monica Bellucci! Tylko młodsza, ładniejsza i bardziej… blond ! Pozdrowienia z Olecka ! U nas polska, złota jesień w najpiękniejszej odsłonie.

    1. Dziękujemy za przemiłe słowa 🙂 Włochy rzeczywiście piękne, ale Bałkany im nie ustępują! Każdy dzień nas zachwyca. Cieszy nas piękna jesień w naszym kraju. Prosimy o zdjęcie! Pozdrawiamy z Sarajewa :*

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*