Zagubieni wśród kamieni w Barranco Hondo
W Las Palmas de Gran Canaria mieliśmy przed sobą wiele obowiązków zwiazanych z przygotowaniami do regat ARC, o czym w skrócie pisaliśmy już wcześniej.
Jak widać, czasami udaje się nam być na bieżąco 😉 Jeżeli chcecie do tego wrócić, to zapraszamy do przeczytania archiwalnego wpisu. Poniżej, piórem Dominiki, uzupełniamy nasze wspomnienia z Barranco Hondo i Roque Nublo.
Przedostatni dzień na Gran Canarii przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Agata przesłała nam sporo cennych wskazówek, jak najlepiej poznać wyspę w krótkim czasie. Ponieważ do dyspozycji został nam tylko piątek, ilość miejsc ograniczyliśmy do dwóch pozycji.
Od rana musieliśmy jak najszybciej stawić się w punkcie wypożyczania samochodów, by mieć szanse na zdobycie pojazdu. Szczęśliwie udało się i po dopełnieniu krótkich formalności siedzieliśmy w klimatyzowanym wnętrzu Seata Leona. Zanim ruszyliśmy w drogę, udaliśmy się jeszcze do pralni oddalonej od mariny, by uzupełnić zapas świeżych koszulek na zbliżający się rejs. Duża dostępność bębnów miło nas zaskoczyła, bo w kolejce do maszyn dostępnych w pobliżu portu, stracilibyśmy minimum cztery godziny. Podczas godzinnego oczekiwania usiedliśmy w pobliskiej klajpce, delektując się porannym menu złożonym z kawy, soku i tostów. Czas szybko zleciał, a my cieszyliśmy się ze stosu ładnie pachnących ubrań. Wróciliśmy na jacht, by rozwiesić wszystko do wyschnięcia, zgarnęliśmy Martę na tylne siedzenie i byliśmy gotowi odkrywać nowe przestrzenie.
Ustawiliśmy nawigację na kanion Barranco Hondo. Prowadziła nas do niego prosta, szeroka droga wzdłuż wybrzeża. Sprawnie przedostaliśmy się południowo-wschodnią część wyspy. Szybko zobaczyliśmy kamieniołom, za którym miały nas czekać wyjątkowe widoki. Analiza otrzymanej instrukcji wejścia na właściwy szlak wyprowadziła nas ścieżką kilkaset metrów w lewą stronę. Rzeczywistość nie pokrywała się z opisem, postanowiliśmy więc poszukać innej drogi. Wróciliśmy do pierwszego rozwidlenia, gdzie spotkaliśmy inną grupę spacerowiczów. Podążyliśmy ich tropem i wkrótce przed oczami mieliśmy szlak wijący się między skałami.
Kolejne metry wywoływały co raz więcej naszych „ochów i achów” zachwytu nad dziełem natury. Na tle beżu i czerwieni skał zieleniły się łodygi kaktusów, kępy traw i poskręcane krzewy. Żałowaliśmy, że nie mamy ze sobą sprzętu do wspinaczki, ponieważ faktura ścian kusiła do wdrapania się na szczyty. Tęsknym wzrokiem wodziliśmy po wierzchołkach wyobrażając sobie, jaki widok rozpościera się w góry. Na trasie napotkaliśmy kilka opustoszałych, betonowych budynków wielkości budek wartowniczych. Nie poznaliśmy jednak ich prawdziwego przeznaczenia. W pewnym momencie zobaczyliśmy wydrążony w skale tunel. Na końcu dostrzegliśmy plamę światła i na przekór znanemu powiedzeniu ruszyliśmy w jej kierunku. Przejście okazało się drożne na całej długości i po kilku minutach znaleźliśmy się po drugiej stronie góry. Tu ucieszyły nas liczne bajorka z przejrzystą wodą, a dookoła nich odciski łap i kopytek. To rozwiało nasze wątpliwości, czy jakieś zwierzęta zamieszkują teren 🙂
Kilka ciekawych formacji skalnych było możliwych do osiągnięcia bez specjalistycznego sprzętu.
Po kilku godzinach, poza głównym szlakiem dotarliśmy do dość łagodnego zbocza. Krok za krokiem, metr za metrem wczołgaliśmy się na sam szczyt. Z jednej strony mieliśmy widok na błękit oceanu, z drugiej na wypalony słońcem kanion. Szkoda było opuszczać tę scenerię, ale dnia ubywało, a mieliśmy chęć zobaczyć jeszcze widok z Roque Nublo. Przeszliśmy granią prawie do samego parkingu, na którym czekał na nas samochód. Droga powrotna okazała się dość długa, a w pewnym momencie zwątpiliśmy, czy powinniśmy skręcić do kamieniołomu, czy przeciwnie. Wybraliśmy drugą opcję, okazała się właściwa 😉
Warto jeszcze dodać, że na nasz „chodnik” składały się łupki, obecnie często wykorzystywane w restauracjach w roli talerzy. Ciekawe, że materiał w jednych miejscach wręcz ekskluzywny, w innych stanowi zwykły element krajobrazu.
Po podzieleniu się z Agatą entuzjastyczną relacją ze spaceru dowiedziałam się, że praktycznie całą drogę przeszliśmy jej śladem, zupełnie tego nieświadomi! Dziękujemy bardzo za cenne podpowiedzi!
Dominika
Cieszę się, że udało wam się znaleźć Barranco Hondo! Powodzenia w dalszych podróżach, pozdrawiam bardzo! 🙂
No widzisz, układa nam się dzięki dobrym ludziom 😉