Codzienność na Wyspach Zawietrznych cz.1

/ 30 kwietnia, 2019/ Anguilla, St. Barthélemy, St. Eustatius, St. Maarten/St. Martin/ 0 comments

14.01 Saint Martin (Marigot Bay) – Anguilla (Road Bay)

Wczoraj udało nam się dopiąć ostatnie sprawy organizacyjne spoczywające na naszych barkach. Dzisiaj goście jeszcze chcą odwiedzić sklep, ponieważ po zaształowaniu wszystkich produktów uznali, że jeszcze mają kilka braków. Mi z Pawłem trochę smutno opuszczać wyspę, ponieważ mamy dobre wspomnienia z nią związane, ale przecież nie po to jedzie się w nieznane, by siedzieć w jednym miejscu! Przed sobą mamy rozpiskę, kiedy musimy znaleźć się na danej wyspie – nasz skład zmienia się co tydzień i pod miejsca przylotów i odlotów dostosowujemy grafik zwiedzania. Po południu planujemy przedmieścić się z St. Martin na Anguillę.

Dominika

Dzisiaj przy omawianiu harmonogramu zmian załogi zauważyliśmy, że naszego rejsu nie kończymy na St. Martin! Przed przylotem, na Martynice, zdążyliśmy już kupić bilety na Kostarykę właśnie z Princes Juliana Airport. Przez pewien czas towarzyszył nam niemały niepokój, bo nie uwzględnialiśmy takich wydatków w budżecie. Armator jednostki przyjął jednak propozycję pokrycia kosztów biletów lotniczych z Fort de France z powrotem na miejsce naszego dzisiejszego startu. Będziemy jedynie musieli zmienić lotnisko, ale w końcu to tylko w obrębie naszej wyspy.

Paweł

15.01 Anguilla – Saint Barthélemy (Gustavia)

Pogoda nas rozpieszcza, aż trudno uwierzyć, że na poprzednim rejsie tak mocno nam wiało! Układ na BO znacznie różni się od Royalowskiego, ale powoli przywykamy do nowości. Lin nieco więcej, ale szczęśliwie Maciek bez problemu rozróżnia wszystkie sznurki i podpowiada nam, który jest od czego. Obok burty mieliśmy okazję podziwiać dużego żółwia. Nawet dał się sfotografować, choć doświadczenia mówią, że zwierzęta te nie lubią obiektywu! Wieczorem powitamy Saint Barthélemy, bardziej znane jako St. Barts, czy nawet St. Barths. Coroczne regaty superjachtów, odbywające się pod ostatnią z nazw, przyciągają tłumy. Mamy nadzieję, że uda nam się zobaczyć pochodzące do lądowania samoloty – wiele nasłuchaliśmy się o charakterystycznym lotnisku z płytą sięgającą samej wody!

Dominika

Wczoraj żeglowaliśmy ze wsparciem autopilota. Jaka odmiana! Ponadto do dyspozycji mamy cztery duże elektryczne kabestany. Szczerze mówiąc trzy, bo jeden z nich pracuje ostatkiem sił. Z umieszczonego wysoko nad taflą wody stanowiska sternika od razu widać, że jesteśmy na sporym okręcie. Co ciekawe, w porównaniu z poprzednim katamaranem, przybyło nam „tylko” około 2 metry długości i 1,5 metra szerokości. Niemniej przełożyło się to na dwukrotny wzrost masy, który wynosi – imponujące dla nas – 32 tony. Maciek prowadzi jacht pewnie, a my w wyśmienitych nastrojach, spełniamy wszystkie rozkazy. Oczywiście okraszone odpowiednią dawką tytoniu i charakterystycznego humoru 🙂

Paweł

16.01 Saint Barthélemy – Sint Eustatius (Oranje Bay)

Samoloty widzieliśmy, lotniska nie, ale przynajmniej nasi goście byli na wycieczce taksówką. Może i dobrze zostawić sobie kilka miejsc na ewentualny powrót w przyszłości? Karaiby lubią skróty – dziś noc spędzimy przy wyspie Sint Eustatius, czyli inaczej Statii.

Dominika

Do naszych obowiązków należą formalności paszportowe. Tych trzeba dopełnić na każdej z wysp, a z naszym aktualnym tempem codziennej zmiany kraju na nowy zanosi się na wiele spotkań z celnikami i innymi oficjałami. Elegancka marina w Gustavii gości nawet bardzo duże luksusowe jachty motorowe. Ubrani w jednakowe, jachtowe, jasnoniebieskie koszulki udajemy się do biura portowego wypełnić formularz na komputerze. Znając łatwość z jaką wypełnia się kwestionariusze, byliśmy szczęśliwi, że nie będzie tyle papierkowej roboty co na Anguili. Tam do dyspozycji mieliśmy osobne formularze dla służby granicznej (reprezentowanej przez jedną panią) oraz inne dla służby celnej (kolejna pani przy drugim biurku), a w celu przyśpieszenia wypełniania danych osobowych załogi i pasażerów zaaoferowano nam kalkę, której tak długo nie widzieliśmy w użyciu.

Wracając do komputera na St. Barths – nie możemy ukończyć naszych czynności, ponieważ poprzednia załoga ostatnim razem nie zarejestrowała wyjścia jachtu z wyspy. Prosimy o pomoc człowieka przy biurku. Sprawa chyba robi się poważna, bo ten z zafrasowaną miną wola innego – starszego i wytatuowanego. Drugi z mężczyzn tłumaczy nam uprzejmie, że powinniśmy uiścić brakującą opłatę za poprzednie czynności, co skrzętnie wykonujemy i po dokończeniu dzieła, gnamy pontonem na jacht ku zniecierpliwionej załodze. Przed wieczorem dopływamy na Statię, po drodze mijając duży terminal paliwowy. Przed zaśnięciem podziwiamy grę kolorów zachodzącego słońca na wsniesionym brzegu wyspy.

Paweł

Share this Post

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*