KwK: Pierwsze koty i kłody
Dzień 1
10 sierpnia 2019
Spakowani pod sufit wciąż martwimy się, że pomimo podniesienia poziomu łóżka w samochodzie, nie wiemy gdzie pomieścić wszędobylskie „przydamisie”. Pociesza nas myśl, że część ekwipunku zostawiamy u Anastasii na farmie, część mamy do oddania, a prowiant przecież będziemy konsumować w trakcie przemieszczania się. Chojnie obdarowani przez Magdę i Arka, jak również Krysię, zmierzamy w stronę naszego pierwszego przystanku. Intensywność prac ostatnich tygodni daje o sobie znać i proszę Dominikę o zmianę „za kółkiem” już po pierwszych pięćdziesięciu kilometrach. Staram się nie zasypiać, żeby towarzyszyć żonie, ale głowa sama opada, a ja kilkakrotnie odpływam w objęcia Morfeusza.
Już mamy za sobą prawie całą trasę, już widzimy tabliczkę „Epping”, która oznacza witanie się z gąską, bo do farmy pozostało tylko 5km. Szaprnięcie pierwsze. Dominika: „zatrzymać się?”, odpowiadam: „jedziemy”. Szaprnięcie drugie. Ta sama rozmowa, te same decyzje. Szaprnięcie trzecie. Jedziemy po prostej, żadnych górek, Dominika czuje niewyraźny zapach palonego tworzywa. Ręczny przecież nie jest zaciągnięty! Po czwartym i piątym szaprnięciu samochodem w końcu dotaczamy się do Anastasii. Zapadł już wieczór, który nieco przykrywa nasze niewesołe miny. Nie mając gruntownej wiedzy, wspólnie stwierdzamy to, co wydaje się nam być „najgorsze” – zepsuła nam się skrzynia biegów. A jak wiadomo – „automat” to majątek.
Siadamy w jadalni przy herbacie i po chwili dociera do nas radosna nowina. Jesteśmy w miejscu, w którym mieszkaliśmy dwa miesiące, czujemy się jak u siebie, a rano przecież ktoś nam pomoże. Joseph jakiś czas temu wspominał o dobrym mechaniku w pobliżu, mamy assistance. Zabraliśmy się za wynoszenie rzeczy z samochodu. Nasza iście mrówcza praca trwała dłuższą chwilę. W tym czasie herbata się skończyła, a my zdaliśmy się na wyroki Bożej Opatrzności i poszliśmy spać.
Dzień 2
11 sierpnia 2019
Niedziela. Nie spodziewamy się uzyskać natychmiastowej pomocy już od wczoraj, więc śpimy do dziesiątej. Wypoczęci, a może nawet jeszcze lekko skołowani schodzimy na śniadanie. Anastasia, dowiedziawszy się o naszym problemie, oferuje swój samochód i zachęca nas do spędzenia dnia gdzieś w pobliżu. Zbieramy się do kościoła w Meaford, po czym zdążymy na wycieczkę w stronę Sauble Beach – jednej z plażowych miejscowości w południowej części jeziora Houron. Mijamy największą miejscowość tego regionu – Owen Sound i docieramy na brzeg. Czujemy się jak nad morzem – biały piasek (choć wąski fragment) jest, woda sięga horyzontu, ludzie stłoczeni na niewielkiej przestrzeni opalają się. Inni z kolei kryją się przed słońcem pod wymyślnymi konstrukcjami. Samochody ustawione tuż przy brzegu jeziora prężą blaszane muskuły, rozsiewają muzykę (bywa, że nawet ją plują) i nieustannie ktoś poszukuje wolnego miejsca. Jest park linowy z tyrolką, a la roller-coaster, lodziarnie i kafejki. Czuję się jak nad Bałtykiem.
Po powrocie do Fairmount przygotowujemy kolację, wyręczając w tym zwykle gotującą nam gospodynię. Ja mam mniejszy udział w kulinariach, za to w końcu znajduję moment na zrobienie zdjęć wnętrza samochodu – Kiwana. Dowiadujemy się, że jutro rano będzie u nas Joseph, który pomoże skontaktować się z warsztatem.
Dzień 3
12 sierpnia 2019
Poranek zaczynamy jak zwykle – od kawy i owsianki, po czym w przeciągu godziny pojawia się syn naszej land lady, organizujemy lawetę, która przyjeżdża po krótkim czasie. Duży samochód z opuszczaną rampą i prowadzący go właściciel warsztatu, do którego się wybieram, szybko wykonują swoją pracę. We dwóch z Kiwanem pakujemy się na pokład i po niedługim rajdzie jesteśmy na miejscu. Widok zabudowy wnętrza i nasza historia podana w pigułce wyzwalają pozytywne emocje, na których bazie spędzam cztery godziny w kantorku warsztatu, rozmawiając to z sekretarką, to z klientami. Kiedy zaczynam robić się głodny, pytam gdzie jest najbliższy sklep. Odpowiedź mnie zaskakuje, ale i wywołuje uśmiech – 7km stąd – w Markdale. Krótko po tym padają dwie propozycje – zarowno pani z biura, jak i Scott, oferują mi swój samochód, ale w tym samym czasie dowiaduję się, że Anastasia jest już w drodze po mnie, więc cierpliwie czekam.
W czasie, kiedy jestem w warsztacie, Dominika uzupełnia wpisy i gości Waltera, którego opinia o powodzie niewłaściwej pracy samochodu okaże się prorocza. Wieczorem jeszcze raz sortujemy nasz sprzęt, starając się odrzucić tyle, ile tylko jest możliwe. Znowu mocno dociera do nas fakt o ogromnej pomocy ludzi, których mamy wokół i których spotykamy na naszej drodze.
Paweł