Ponad zielenią i w SPA dla biednych

/ 22 czerwca, 2019/ Kostaryka/ 0 comments

O poranku, po wypiciu kawy taniej i smacznej, pakujemy nasze plecaki i w zgodzie z ustaleniami z perfekcyjnie angielskim właścicielem, zostawiamy nasz bagaż na łóżku. Jest cień szansy, że rezerwacja naszego lokum nie zostanie skonsumowana, a my będziemy mogli – po uprzednim rozpakowaniu się – spędzić w głośno klimatyzowanym pokoiku jeszcze jedną noc.

Prawdę mówiąc, początkowo myśleliśmy, że możemy kilka wybranych przez siebie atrakcji zobaczyć w jeden dzień. Jednak chcąc zwolnić tempo, a po wtóre nie mając samochodu i będąc zależnym od komunikacji publicznej, decydujemy się zostać dwie doby w La Fortuna. Wczorajszy wieczorny spacer po gwarnej mieścinie, przysporzył nam widok kontrastujących ze sobą drogich restauracji podających od sushi po europejskie przysmaki, z sodami serwującymi kostarykańskie casado i meksykańskie burrito. Podczas przechadzki w stronę wydzielonego fragmentu oryginalnej dżungli, zachęcającego leniwcem szczerzącym się w uśmiechu z wysokości bilboardu, spotkaliśmy również Polaków. Nie darowałbym sobie, gdybym słysząc rodzimy język na obczyźnie, nie spróbował zamienić chociaż słowa. Czteroosobowa grupa właśnie wróciła z Nikaragui i zaczęła zapełniać nasz telefonowy notatnik nowymi miejscami, które warto zobaczyć u Nikosów. León, Masaya, Granada, Ometepe, wszystko brzmi egzotycznie i z miejsca rozbudza pragnienie obejrzenia tych wszystkich miejsc.

Nie będąc pewnymi, czy rozkład autobusów jest aktualny, ani czy dobrze go odczytaliśmy, ani czy zagadnięty o godziny odjazdów taksówkarz nie mijał się z prawdą, stawiamy się na terminalu pół godziny przed najwcześniejszym z powyższych przewidywanych wariantów pojawienia się naszego transportu. Gringosów przybywa z kwadransa na kwadrans i kiedy pierwsze grupki rozjeżdżają się w różnych kierunkach, pytam mężczyznę, który od początku naszego posiedzenia na przystanku, głośnym krzykiem zapowiada kolejne autobusy. To strzał w dziesiątkę! Mężczyzna z pamięci podaje mi nie tylko godzinę przybycia naszego dzisiejszego autobusu do Tilarán, ale i jutrzejszych połączeń do Venado i z powrotem do La Fortuna oraz dalej do San Ramon! I to nie tylko rozkład poranny, ale CAŁY. Na nic wisząca nad nami tablica informacyjna, na nic dodatkowe kartki porozklejane na przylegających do terminalu budynkach, to głowa naszego sympatycznego „zapiewajły” okazała się bezbłędna. Co więcej, kiedy trzeci raz podszedłem dopytać o to samo – lecz tym razem z notatnikiem, aby wszystko spisać na papierze – mężczyzna przeszedł na angielski, aby ułatwić mi komunikację.

Jedziemy krętą drogą, mijając planowaną na później atrakcję – ciepłą Rio Tabacon i zastanawiając się, jak też wrócić do Fortuny, skoro zupełnie nie pasuje nam jedyny autobus powrotny do miasteczka. Zgodnie z karolową radą musimy wysiąść zaraz po minięciu umocnienia na jeziorze, ale to wyłania się przed nami zaskakująco szybko i odchodzącą w prawo drogę, którą mieliśmy iść, ogladamy już tylko jako pomniejszający się punkt. Nie czekając dłużej szybko wstaję i podchodzę do kierowcy, który z samej mojej zakłopotanej mimiki domyślił się, że przejechaliśmy nasz cel. Pomimo braku przystanku, czy nawet kawałka bezpiecznego pobocza, zatrzymał się w pół krętej drogi i pozwolił nam wrócić na wcześniej planowany szlak. Ten, po parku kwadransach darcia ostro pod górę, to znów z góry i przez zakręty pod górę znowu, wiedzie nas do parku z ogrodzonym – a jakże – fragmentem lasu. Główną atrakcją Mistico Park są wiszące, i nie tylko, mosty, których w sumie jest niespełna dwadzieścia. Po kupieniu biletów i nacieszeniu się widokiem pobliskiego wulkanu Arenal o zdumiewających mnie regularnych kształtach, ruszamy na ścieżkę.

Początkowo spędzamy dłuższą chwilę w obfitującym w kolibry zakątku, później idziemy przez odbudowany po zawaleniu się kawałku ścieżki. Tu trafiamy na pierwszą z liczniejszych grup, do których dołączamy się głodni zdobycia wiedzy o otaczających nas okolicznościach przyrody. Przez cały czas pobytu w rezerwacie, to wyprzedzamy ekipy podążające za przewodnikiem, to znów jesteśmy doganiani. Nieśpiesznie podziwiamy bogactwo roślin, pracowitość insektów, piękno widoków oglądanych z wysokości mostów linowych.

Jest wodospad przy którym lata duży niebieski motyl morfeusz. Jest żararaka rogata, która poluje na ptaki w locie. Są wyjce i czepiaki. Te pierwsze, mimo niewielkich rozmiarów wydają z siebie odgłosy, których nie powstydziłby się potężny goryl, albo wolalista mrocznej kapeli. Drugie z kolei, to rude spryciarze, które zachwycają zwinnością ruchów i „lotami” z drzwa na drzewo. Całe stado przechodzi nad nami dwukrotnie w dwóch różnych miejscach.

Pomimo pory suchej, wydaje się, że wbicie w ziemię dowolnego patyka spowoduje jego ukorzenienie i zakwitnięcie w ekspresowym tempie. Wszystko, co rośnie, ma jeszcze obrastające i porastające je odnóża i odręcza, to, co płoży się po ziemi, ma coś, co strzela pionowo w górę i odwotnie. Feria kształtów i kolorów, splecionych łodyg, poplątanych korzeni lub nawet chwilowego ich – w przypadku niektórych pasożytów – braku, powoduje, że co chwilę przystajemy patrząc na kolejne dziwy. Jest nawet palma krocząca, której rozgałęzione „odnóża” pozwalają na powolne przesuwanie się! Ciekawe, jak by to wszystko wyglądało w porze deszczowej? Pełni wrażeń, po wyjściu z parku znów na chwilę siadamy na tarasie patrząc na idealny wulkaniczny stożek i cieszymy się z wyboru nieśpiesznej opcji zwiedzania.

Nie wiedząc jeszcze, w jaki sposób dojedziemy do rzeki Tabacon, zaczęliśmy powoli schodzić trasą, którą przyszliśmy do Mistico Park. A tu proszę! Jakieś nowe stworzenie wbiega na jej środek i zaczyna szperać w przydrożnych zaroślach. Ni to lis, ni to opos, ogon i nos długie. Pazury też niczego sobie. Jak najwolniej potrafię wyjmuję aparat, aby nie spłoszyć zwierzaka. Nie ustawiam jeszcze przysłony, a tu kolejny okaz schodzi ze skarpy i najwyraźniej nie przejmuje się naszym ordynarnym towarzystwem. Węszące tu i ówdzie ostronosy zatrzymują również samochód, z którego wysiada para, także zaciekawiona odważnymi ssakami. Znów niepilnowany język ucieka mi z buzi i zagaduję dwoje młodych turystów.

Niedługo później jedziemy już razem z gościnnymi Rosjanami, którzy wiozą nas pod Tabacon para pobres, czyli Tabacon dla biednych. Wzbudzające uśmiech u wszystkich zagadniętych ticosów wyrażenie określa niewielką, ogrzewną przez wulkaniczne skały rzekę, w której – na przekór klientom znacznie pobliskiego i droższego (bo płatnego) SPA – bezpłatnie można wejść do ciepłego, szerokiego strumienia. Jego kształt do złudzenia przypomina jeden z górskich potoków, ale temperatura wody jest zupełnie zaskakująca. Nawet, gdy wiemy czego się spodziewać! Szybko zajmujemy miejsce w jednym z wolnych termalnych „basenów”, okolonych kamiennym murkiem i nie przejmując się licznym towarzystwem, pozwalamy ciepłej wodzie miło opływać nasze ciała.

Liczne resztki białych świeczek potwierdzają zasłyszane opowieści o romantycznych nocach wśród zasnutego parą ciemnego nieba oraz gry świateł i cieni przy blasku żółtych ogników. Iskierki w oczach mają również i ostronosy, które zwabione kuszącymi zapachami spowijającymi plecaki i torby, szukają w nich zaspokojenia głodu, czy też łakomstwa. Ośmielone są do tego stopnia, że uciekają tylko o parę kroków od co bardziej ważkich, przeganiających je mężczyzn, po czym wracają, jak gdyby poprzednia sytuacja w ogóle nie zaistniała.

Ruszamy dalej, pod górkę. Z niewielkimi oporami, ale jednak, Dominika godzi się na łapanie stopa w moim ulubionym miejscu – czyli wbrew wszystkim autostopowym regułom – pierwszym lepszym. Jest pod górkę, jest przed zakrętem i do tego na drodze dojazdowej, ale jednak po chwili na środku drogi zatrzymuje się samochód, a po początkowych targach o opłatę za usługę transportową, udaje nam się wytłumaczyć kierowcy, że nie wszystko bogaty gringo, co się innoscią świeci. I tak, znów dzięki życzliwości Włocha i jego amerykańskiej pasażerski, trafiamy do La Fortuny przed zmrokiem. Wracamy do naszego El Volcan i z radością dowiadujemy się, że możemy kolejną noc spędzić w naszym pokoiku.

Paweł

Share this Post

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*