Autostopem na urlop cz.1

/ 23 lipca, 2018/ Przygotowania/ 1 comments

Na ostatni tydzień czerwca udało nam się wyrwać na urlop. Uznaliśmy, że jest to świetna okazja, by sprawdzić swoje siły na planowaną wyprawę w nieznane. Spakowaliśmy namiot oraz zgromadzony dotychczas ekwipunek i postanowiliśmy sprawdzić, jak „działa” autostop.

Wycieczkę rozpoczynaliśmy na stacji paliw w Łodzi. Tu nastąpiło pierwsze miłe zaskoczenie- kierowców, gotowych nas podrzucić w pożądanym kierunku, znaleźliśmy jeszcze przed napisaniem tabliczki, dokąd zmierzamy. W ten sposób, w sympatycznej atmosferze, pokonaliśmy pierwsze kilkadziesiąt kilometrów i dojechaliśmy do Kamieńska. I tym razem, środek lokomocji zwany autostopem okazał się być szybki i skuteczny. Po niecałych 10 minutach siedzieliśmy w samochodzie, który docelowo miał dotrzeć do Krakowa. My chcieliśmy wysiąść trochę wcześniej- w Skale i stąd, już na piechotę, przejść do zaplanowanego Ojcowa. Nasi „gospodarze” postanowili jednak nadrobić kilometrów i dowieźć nas bezpośrednio na camping. W Ojcowie okazało się jednak, że campingu nie ma. Pierwszy nocleg spędziliśmy więc w wynajętym pokoju z dostępem do telewizora. Dzięki takiej okoliczności załapaliśmy się na mecz Polska-Kolumbia w rozgrywkach Mistrzostw Świata.

Pierwszy dzień na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej pozwolił nam zachwycić się niezwykłymi krajobrazami wśród skał wapiennych. Odwiedziliśmy dwie największe jaskinie w tym najmniejszym Parku Narodowym w Polsce – Grotę Łokietka i Jaskinię Ciemną. Obie warte są zwiedzenia, bogate w ciekawe formy naciekowe, nietoperze i legendy. Później poszliśmy obrzeżami, natrafiając na dawny, według naszej oceny, kamieniołom. Z jego szczytu rozciągał się piękny widok na okoliczne pola, lasy i nieliczne domy. Gdy kierowaliśmy się z powrotem do centrum Parku i postanowiliśmy uwiecznić chwile z naturą, tuż za nami zerwał się spłoszony bażant. Nas tez początkowo spłoszył, jednak ludzkie uczucie szybko zmieniło się w podziw 😉 Na wieczór zaplanowaliśmy kilkukilometrową wycieczkę z pełnym bagażem na plecach w kierunku pola namiotowego (okazało się być zupełnie niedaleko – wbrew poprzednio zasłyszanym opiniom).

Po dłużej chwili marszu zdecydowaliśmy się na odpoczynek, by ulżyć plecom. Wtedy zatrzymał się przy nas samochód, a kierowca zaproponował, że podrzuci nas na camping. Szybko wynikło, że jest on właścicielem pola namiotowego, na które zmierzaliśmy, u samych stóp Maczugi Herkulesa. Przesympatyczny Pan poświęcił nam sporo czasu na opowieści o campingu, swojej historii i okolicznych atrakcjach. Ponieważ jest również właścicielem cukierni i sadu, zaopatrzył nas w ciastka, czereśnie, chleb i smarowidło do niego. Byliśmy urzeczeni jego otwartością i gościnnością. Następnego dnia, gdy z pewnym żalem zdecydowaliśmy się opuścić serdeczne miejsce, udaliśmy się na zwiedzanie zamku na Pieskowej Skale. To był nasz ostatni punkt w Ojcowskim Parku Narodowym. Kolejnym celem była Pustynia Błędowska. Aby się do niej dostać, przejechaliśmy lokalnym busem do Olkusza. Stamtąd lasem przemierzyliśmy 4,5 kilometra do wybranego na ten nocleg campingu…

Czytaj część 2

Dominika

Share this Post

1 Comment

  1. Pozwoliłam sobie na komentarz, bo bardzo podobają mi się zdjęcia z Waszej wyprawy. Opisujecie chwile świetnie spędzone i zaliczone do miłych wspomnień. Myślę, że trzeba docenić przy każdej podróży, jak i tej – Waszą determinacje, odwage i wytrwałość przy pokonywaniu różnych trudności. Powodzenia dalej. Czekam na następne wpisy. Pozdrawiam

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*